Mucha Fela w podróży cz. 1


Mucha Fela mieszkała w Nowym Jorku i wszędzie chodziła na piechotę. Nie lubiła swoich skrzydeł i choć były sprawne, wcale ich nie używała. Pewnego słonecznego dnia dostała od swojego przyjaciela list:

Droga Felu,
Rzym jest wspaniały, a miejscowe jedzenie jeszcze lepsze! Szkoda, że mam tylko jeden żołądek. Tu chciałbym mieć ich cztery: pierwszy na przystawkę, drugi na pierwsze danie, trzeci na drugie, a czwarty na deser. Wiem, że Twoim zdaniem latanie jest niebezpieczne, ale przyleć koniecznie. Samoloty to naprawdę najbezpieczniejszy środek transportu. Chciałbym Ci pokazać tak wiele wspaniałych miejsc.

Pozdrawiam serdecznie,
Turkuć Podjadek

Fela już od trzech dni zastanawiała się nad wycieczką przez ocean. Na myśl o wakacjach w Rzymie ogarniała ją radość i mogłaby przysiąc, że czuła jak promienie słońca łaskoczą ją w stopy. Niestety myśl o lataniu natychmiast zabierała całą radość, ściskała gardło i przyspieszała bicie serca. W końcu zmęczona Mucha usiadła na swojej kanapie w kwiaty i zaczęła myśleć o swoich przyjaciołach:
Turkuć kocha gotowanie i wyjechał do Włoch na kurs robienia makaronu. Muchozol zawsze chciał stepować i teraz pracuje w teatrze. A ja? Czego ja chcę?
Latanie jest takie niebezpieczne, słyszała w swojej głowie, ale po chwili spojrzała w lustro, zrobiła groźna minę i powiedziała:
- Chcę jechać do Rzymu na wakacje i żaden strach mi w tym nie przeszkodzi!
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, kupiła bilet na samolot, spakowała walizkę, założyła słomkowy kapelusz i wyruszyła w podróż.

Fela przyjechała na lotnisko dwie godziny przed odlotem. Najpierw odszukała stanowisko, przy którym miała oddać bagaż. Sprawdzała trzy razy, bo kolejka przy jej okienku była najdłuższa ze wszystkich! Gdy w końcu walizka Feli odjechała na taśmie do samolotu, Mucha udała się na kontrolę bezpieczeństwa. Tu już nie było kolejki, tu było morze pasażerów. Wszyscy po kolei wyciągali na taśmę do prześwietlenia swoje torby i plecaki. Jedna pani z wielkim kokiem musiała wyciągnąć wszystkie spinki z włosów. Stonogę poproszono by zdjęła wszystkie buty. Kowboj wyrzucił swoje ostrogi. Sroka przez dobre pięć minut zdejmowała z siebie całą biżuterię, a elegancki pan w kapeluszu pożegnał się ze swoim parasolem jak ze starym przyjacielem i oddał go strażnikowi. Feli podobało się obserwowanie pasażerów przy taśmach, ale kiedy tylko przeszła kontrolę, musiała się spieszyć, by jeszcze odnaleźć bramkę, z której odlatywał samolot do Rzymu.

Gdy dotarła na miejsce, spojrzała na zegarek: zostało już tylko pół godziny do odlotu. Mucha usiadła w fotelu i obserwowała przez okno samoloty tańczące na płycie lotniska. Jeden za drugim, w równych odstępach kołowały na pas startowy i odlatywały w różnych kierunkach. Inne lądowały i podjeżdżały do bramek. Fela dziwiła się nieco, że tak ogromne maszyny z metalu wzbijają się w niebo i wracają na ziemię z lekkością owada.
- Tato, tato! Zobacz! To nasz samolot, Jumbo Jet! - usłyszała nagle Mucha.
Głos należał do chłopca, który właśnie podjechał na swoim wózku inwalidzkim i zaparkował z nosem przy szybie.
- Czy mogę siedzieć w samolocie przy oknie? Ja tak lubię patrzeć na świat przez dziury w chmurach - prosił podekscytowany chłopiec.
- Niestety mamy miejsca przy przejściu. Jeśli bardzo ci na tym zależy, będziesz musiał poprosić pasażera przy oknie, żeby się z tobą zamienił - uśmiechnął się serdecznie jego Tata.

Fela patrzyła na chłopca ukradkiem spod swojego słomkowego kapelusza. Choć wydaje się to niemożliwe, poczuła, że są do siebie podobni. On, choć miał nogi, nie chodził. Ona, mając skrzydła, nie latała. Mucha nie wiedziała, czemu chłopiec jeździ na wózku i nie miało to dla niej znaczenia. Za to zupełnie nie rozumiała jego fascynacji lataniem.
- Naprawdę nie wiem, czym się tu tak zachwycać - bąknęła pod nosem i przełknęła nerwowo ślinę.

Samolot podjechał do stanowiska i nadszedł czas wejścia na pokład. Fela wsiadała jako ostatnia. Nogi trzęsły się jej jak balony na wietrze, choć czuła jakby były z ołowiu. Tylko jedna myśl pchała ją naprzód: wakacje w Rzymie.

Gdy doczłapała się na swoje miejsce, zabzyczała z zaskoczenia. Miała siedzieć tuż obok chłopca, którego widziała na lotnisku. Mucha przeprosiła nieśmiało i usadowiła się tuż przy oknie. Nagle chłopiec odezwał się miłym głosem:
- Dzień dobry, jestem Filip, a to mój tata. Bardzo lubię patrzeć przez okno w trakcie lotu. Mam prośbę, czy zamieni się pani ze mną miejscami?
Fela wyjrzała spod kapelusza wielkimi muszymi oczami. Chłopiec patrzył na nią z nadzieją.
- Dzień dobry, ja mam na imię Fela - odpowiedziała Mucha niepewnym głosikiem - oczywiście, że możemy się zamienić.
Dla mnie latanie to żadna przyjemność, pomyślała.
Uradowany chłopiec przesunął się na siedzenie Feli i zapiął ciasno pasy. Spojrzał z wdzięcznością na Muchę, która teraz trzęsła się cała z przejęcia i rozglądała nerwowo. Gdzie ja znajdę te kamizelki ratunkowe? zastanawiała się, patrząc na kartę z instrukcją postępowania w przypadku awarii samolotu.

- Świat jest taki piękny z góry - rozmarzył się chłopiec - i tam w górze wcale nie myślę o moich nogach i niepełnosprawności. Latanie jest fajniejsze od chodzenia! - powiedział radośnie.
Jego tata uśmiechnął się i zapytał podchwytliwie:
- I już się nie boisz latać?
- Ani trochę - odparł zdecydowanym głosem Filip - przecież latanie jest bezpieczniejsze od jazdy samochodem.
Wszystko, co powiedział Filip, trochę uspokoiło Felę i nawet nie zauważyła, kiedy samolot wystartował, a pilot wyłączył sygnał zapięcia pasów.
- Tato, spójrz przez okno - zaproponował zachwycony widokiem chłopiec.
Mucha zaciekawiona też zerknęła spod kapelusza.
-  Te chmury wyglądają jak bita śmietana, albo wata cukrowa - powiedziała bez zastanowienia Mucha.
- No, wyglądają smakowicie - ucieszył się chłopiec i dodał - Często sobie wyobrażam, że mam skrzydła i latam aż do chmur.
Teraz jego uśmiech był tak szeroki, że każda żaba chciałaby taki mieć.

Fela zawstydziła się trochę. Nigdy wcześniej nie myślała o tym, że ma coś, czego ktoś mógłby pragnąć. Teraz, gdyby mogła, oddałaby Filipowi swoje skrzydła, ale nawet jeśli byłoby to możliwe, byłyby za małe, żeby go unieść. Mucha po raz pierwszy poczuła wdzięczność za to, że ma skrzydła, choć nadal nie miała odwagi ich używać.


Judyta Łącka


Jeśli spodobała Ci się ta bajka, jest mi niezmiernie miło. Proszę, podziel się z innymi, żeby też mieli szansę ją poznać i przeczytać swoim dzieciom :)

uśmiechnięty robaczek w okularach, czapce i szaliku.
Cześć dzieciaki! Jestem Pixi.
Czy już wiecie...

  1. Czy ktoś odważny, to ten który nie czuje strachu?
  2. Czy Fela była odważna?
  3. W czym byli do siebie podobni, a czym się od siebie różnili Fela i Filip?



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O Krzysiu i nowej hulajnodze

Wyprawa przez pustynię

Mucha Fela w Nowym Jorku cz. 2