Witaj na moim blogu. Piszę go z potrzeby serca i miłości do dzieci. Zawodowo jestem fizjoterapeutą, a prywatnie żoną wspaniałego człowieka i mamą małego Stasia.
To był wielki dzień dla sześcioletniego Krzysia. Właśnie zaczęły się wakacje i rodzice zgodzili się, by został sam u Dziadka. Domek Dziadka stał bardzo blisko jeziora - tak blisko, że z jego dużego, drewnianego tarasu można było łowić ryby. Dziadek właśnie zarzucał wędkę, gdy nagle usłyszał przeciągłe dzwonienie do drzwi: Dinnn! Donnn! Dinnn! Donnn! Dinnn! Donnn! Podskoczył wystraszony, a wędka wypadła mu z ręki, prosto do jeziora.
Wszystkie wielbłądy miały już pakunki na grzbietach i karawana szykowała się do podróży przez pustynię. Nagle ktoś zawołał: - Poczekajcie na mnie! Jeszcze ja! To młody Dromader o mały włos nie spóźnił się na swoją pierwszą wyprawę. Całą noc obserwował gwiazdy. Było to jego ulubione zajęcie. Dwugarbne wielbłądy spojrzały na niego zdziwione. Wyglądał zupełnie inaczej niż one. Miał tylko jeden garb, krótkie futro, długie chude nogi i cały był jakiś taki... mały. Największy z Dwugarbnych zaśmiał się:
Chyba się zgubiłam , pomyślała Fela i przystanęła na chwilę, by wyciągnąć z plecaka mapę Central Parku. Gdzieś tutaj miał być Żółwiowy Staw, a ja wciąż go nie widzę , mówiła do siebie, próbując ustalić swoje położenie. Nagle zerwał się silny wiatr i poderwał do lotu mapę razem z Felą. - O nie! Tylko nie latanie! - krzyczała wystraszona. Fela wszędzie chodziła na piechotę, a teraz wbrew swojej woli szybowała w powietrzu. Wiatr kręcił mapą jak karuzelą, aż Fela dostała mdłości. - Przestań, proszę, przestań! - wołała, trzymając się kurczowo swojej mapolotni.