Zeda idzie do szkoły cz.2

Skarpetkowa Afera Zedy

Początek szkoły to bardzo ważny moment dla wszystkich chromosomów. Gdy rozpoczynamy naukę, nie wolno nam dłużej mieszkać z rodzicami. Nazywa się to “ekstremalna niezależność”.

Jak już wcześniej opowiadałem, mój pierwszy dzień szkoły nie był najłatwiejszy, ale chyba dla nikogo nie jest. Na drugi dzień razem z bratem mieliśmy zamieszkać w jednej komórce ze wszystkimi chromosomami z naszej klasy. Komórka to taki dom przy szkole dla młodych chromosomów.

Rodzice pomogli nam się spakować i przeprowadzić. Nie wiem, dla kogo pożegnanie było trudniejsze – dla nas, czy dla nich. Czasem lubię myśleć, że dla nich. W końcu “niezależność” brzmi dumnie, a że ekstremalna, no cóż, nie zawsze może być tak kolorowo jak na moich skarpetkach.

W komórkach mówią nam, kiedy możemy się rozluźnić i odpoczywać, a kiedy skręcić się w sobie, by iść na lekcje do pani Mejozy. Ach! Zapomniałem ci powiedzieć. My chromosomy możemy przyjmować różne kształty, trochę tak jak nitka. Możemy być luźną plątaniną, nawinąć się na szpulkę lub zwyczajnie zwinąć się w kłębuszek, ale na lekcje musimy przybierać kształt litery x – to tak jakby nasz mundurek.

W dniu przeprowadzki po południu mieliśmy przyjść do klasy na zajęcia integracyjne. Zwiju, zwiju, zwiju, zwiju – zwinąłem się w x i już miałem założyć skarpety gdy nagle… Co jest? – pomyślałem. Wcześniej przygotowałem sobie parę takich samych skarpet, a teraz trzymałem dwie różne. Nie było czasu na szukanie innej pary, więc włożyłem dwie różne i pobiegłem na zajęcia. Wszedłem z bratem do klasy. Na nasz widok chromosomy z trzeciej ławki wykrzyknęły oburzone:
– Zobaczcie! Ten nowy ma dwie różne skarpetki!




– Myśli, że jest taki wyjątkowy, bo Mejoza go lubi – ktoś wyszeptał tak głośno, że i tak wszyscy słyszeli.
Chromosomy zaczęły podchodzić do mnie, żeby zobaczyć moje skarpetki. Ktoś zaczął mnie popychać i wołać:
– Po co ty tu przyszedłeś?! Znasz zasady: w każdej klasie po dwa Chromosomy 21. Ty jesteś trzeci. Nie chcemy cię tutaj!
Poczułem, jak robi mi się ciemno przed oczami. Strach ścisnął mi gardło. Nikt nigdy wcześniej tak do mnie nie mówił i nie rozumiałem, o co im chodzi. Na szczęście mój brat był obok.
– Dajcie mu spokój! – powiedział, prawie krzycząc. – Zeda jest chromosomem tak jak wy wszyscy. A różne skarpetki to nasza rodzinna tradycja – dodał i podniósł nogawki, żeby pokazać swoje skarpetki.
Też miał dwie różne! Spojrzałem na niego zaskoczony. To tu się podziała moja skarpetka! W tym momencie podeszły chromosomy z 23. ławki – jedyne, które nie miały numerów, tylko nazywały się X i Y.
– My też jesteśmy inni od siebie jak jego skarpety. Macie z tym problem? – powiedział Chromosom Y grubym głosem. Oboje z X stanęli tak blisko, że oddzielali nas od reszty chromosomów.
W klasie zrobiło się cicho. Wszyscy zaczęli powoli wracać do swoich ławek. Wtedy weszła pani Mejoza i rozpoczęły się zajęcia.
– Przepraszam cię, bracie – wyszeptał mój brat – to przeze mnie ta cała afera. Chciałem tylko zobaczyć, jak to jest nosić dwie różne skarpety.
– Nie szkodzi. Kocham cię – powiedziałem i przytuliłem go mocno.
Brat uśmiechnął się blado. Rozmowę przerwała nam pani Mejoza:
– Chłopcy, przestańcie gadać, bo własnych myśli nie słyszę!
Pani Mejoza miała najwyraźniej słuch lepszy od słonia. Daję słowo, że sam ledwie słyszałem, co mówiłem.

Następnego dnia po lekcjach wyszedłem za szkołę. Znalazłem tam taki zakamarek, gdzie mogłem tańczyć bez strachu, że ktoś będzie się ze mnie śmiał lub komuś będę przeszkadzał. Najbardziej lubię tańczyć gdy jestem szczęśliwy, ale tańczę też, gdy jest mi smutno. Teraz musiałem wytańczyć strach. Bałem się ogromnie kolegów z klasy i tego, że mnie nie lubią.

Tańczyłem szybko. Tak szybko, jak nigdy dotąd. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie zamieniłem się w kłębek poplątanej nici. Moje ruchy były tak szalone, że po trzecim piruecie z wyskokiem, gdy lądowałem w szpagacie, zaplątałem się sam o siebie i nie mogłem znaleźć początku ani końca. Nie wiem, jak długo tańczyłem, ale rozplątywałem się dobre dziesięć minut, sapiąc przy tym jak lokomotywa towarowa.


Zorientowałem się, że robi się ciemno i muszę wracać. W drodze do komórki usłyszałem, że ktoś płacze. Zacząłem się rozglądać. Na ławce pod starym drzewem siedziały chromosomy 20.
– Czemu płaczecie? – zapytałem przejęty.
Bardzo się martwię, kiedy komuś jest smutno. Od razu mi się robi smutno.
– To ty Zeda? – zaskoczyły się chromosomy i zaczęły wycierać łzy. – Co ty tu robisz?
– Tańczyłem – wyjąkałem nieśmiało. – Co się stało?
– Ach, szkoda nici do gadania – zaczęły cicho i rozejrzały się, czy nie ma nikogo w pobliżu. – Prawie nic nie rozumiemy z tego, co mówi pani Mejoza, a jutro mamy mieć jeszcze zajęcia z panią Mitozą. Przecież to będzie jakaś katastrofa! – wykrzyknęły i szybko zamilkły wystraszone.
Podrapałem się po brodzie (zawsze tak robię, jak muszę się chwilę zastanowić). Pani Mejoza była z tego znana, że nie akceptuje błędów w podziałach i wyrzuca z lekcji. Legendy o niej krążyły po całej komórce.
– Ja też nie za dużo rozumiem – zacząłem – ale brat pomaga mi w nauce. Może chcecie pouczyć się z nami? – zaproponowałem.
Chromosomy spojrzały na mnie zaskoczone.
– Naprawdę, chcesz nam pomóc? – zapytały z lekkim niedowierzaniem. – Pomimo tego, co się wydarzyło wczoraj?
– Wczoraj było wczoraj, dziś jest dziś, a jutro będzie jutro – zaśmiałem się. – Chodźmy, bo brat czeka.

Uczyliśmy się razem do późna. Rano, gdy tylko otworzyłem oczy, wyskoczyłem z łóżka jak z procy. Zaspałem! Spojrzałem w lustro – wyglądałem jak spaghetti na talerzu. Pędem zwinąłem się – zwiju, zwiju, zwiju, zwiju – i już miałem kształt x. Znowu nie mogłem znaleźć skarpetek do pary i musiałem włożyć dwie różne!

Biegłem do klasy najszybciej jak potrafię. Stanąłem przed drzwiami i drżącą ręką chwyciłem za klamkę. Czułem, jak serce mocno mi biło – tudum, tudum, tudum. Piszczało mi w uszach i zacząłem się pocić. Czy to od biegu, czy z obawy przed tym, co mogło mnie spotkać w klasie – sam nie wiem. Zaraz, zaraz, a gdzie jest mój brat? – Dopiero wtedy zorientowałem się, że nie ma go przy mnie.

Wszedłem do klasy i przetarłem oczy z niedowierzania. Czekał tam na mnie skarpetkowy komitet powitalny w składzie: mój brat, kumpel z naszej ławki, X z Y i Chromosomy 20, z którymi uczyliśmy się wczoraj do późna. Wszyscy mieli skarpetki nie do pary! Z tych wszystkich emocji nogi zaczęły mi drżeć.

– Niespodzianka! - wykrzyknęli chórem.
– Cześć – rzuciłem, próbując uspokoić moje nogi.
– Cześć Zeda – odpowiedzieli i uśmiechnęli się tak jak ja, gdy daję komuś prezent.
Cieszyłem się ogromnie, choć nie rozumiałem co się stało. Ale czy to miało znaczenie? Pewnie, że nie! To przecież super, że mieli różne skarpetki. Uśmiechnąłem się najszerzej jak tylko potrafiłem i zacząłem z bliska oglądać ich skarpety.
– Fajne masz skarpety! – zawołałem z zachwytem, patrząc na parę nie do pary w banany i paski. – Ale śmieszne – komentowałem, ciągnąc kolegę za skarpetkę w jednookie potwory. – Bleh! Straszne te czaszki – powiedziałem, zakrywając oczy.
Miałem zdanie o każdej skarpetce, a ja zawsze mówię co myślę. Niedawno brat mi tłumaczył, że nie wszyscy lubią, jak im się mówi prawdę. Nadal nie rozumiem dlaczego, ale na szczęście kolegom nie przeszkadzała moja szczerość i się nie obrażali.

Tak zaczęły się moje pierwsze przyjaźnie w klasie.
Judyta Łącka





Jeśli spodobała Ci się ta bajka, jest mi niezmiernie miło. Proszę, podziel się z innymi, żeby też mieli szansę ją poznać i przeczytać swoim dzieciom :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyprawa przez pustynię

O Krzysiu i nowej hulajnodze

Mucha Fela w Nowym Jorku cz. 2