Zeda idzie do szkoły cz.1

Wszystko zaczęło się dwudziestego pierwszego marca. Razem z moim bratem, Chromosomem 21, po raz pierwszy mieliśmy iść do nowej szkoły. Od rana wszystko szło nie tak: Mamie wykipiało mleko, Tata upuścił telefon do szklanki z kawą, a kot znowu nasikał mi do buta. Gdy już myślałem, że gorzej być nie może, w drodze do szkoły zobaczyłem, że mam dwie różne skarpetki.
– Mamo! Nie mogę tak się pokazać w szkole. Wszyscy będą się ze mnie śmiali! – Syneczku – powiedziała Mama, prowadząc auto – jest już za późno. Nie zdążymy wrócić do domu, żeby je zmienić. A wiesz, mnie się tak bardzo podoba. Są inne, ale obie wspaniałe, tak jak wy dwaj. Podniosłem lewą nogę, potem prawą, by się im przyjrzeć i podrapałem się po brodzie. Rzeczywiście obie skarpetki były bardzo fajne. Mój brat powiedział, że też chciałby takie nosić i z radości moje nogi same zaczęły tańczyć. Tanecznym krokiem dotarłem aż do klasy. Zapukałem do drzwi i weszliśmy. Nie zdążyliśmy się nawet przywitać, gdy pani nauczycielka powiedziała: – Dzień dobry, to chyba pomyłka przy podziale chromosomów. W naszej klasie brakuje tylko jednego chromosomu 21. Proszę się zgłosić do dyrekcji. – Dzień dobry, rozmawiałam już z dyrekcją – odparła Mama. – Zostaliśmy skierowani tutaj. Pani spojrzała zmartwiona na klasę, potem na mnie i znowu na klasę. W klasie powinny być dwadzieścia trzy pary chromosomów, czyli w sumie czterdziestu sześciu uczniów, a teraz ze mną i moim bratem było nas czterdziestu siedmiu. W świecie chromosomów to bardzo duży problem. Każdy uczeń musi mieć parę. Takie zasady. Jak nie masz pary to klops. – Dobrze. Zatem jak masz na imię? – zwróciła się do mnie nauczycielka. – Zeda, proszę pani – odpowiedziałem. – W takim razie zapraszam was obu do ławki numer 21 – powiedziała nauczycielka i dała Mamie znak, żeby wyszła z sali. – Chłopcy, przynieście jeszcze jedno krzesło dla kolegi – poprosiła. – Ale proszę Pani – odpowiedział chromosom z ławki 21 – nie ma tyle miejsca. Poza tym nie chcę z nim siedzieć. – No to ładnie trafiliśmy… Też cię miło poznać – wyszeptałem do brata, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo mi przykro. Dobrze, że Mamy już wtedy nie było, bo chyba by jej serce pękło. Pani rzuciła stanowczo: – Nie ma problemu, możesz w takim razie stać do końca lekcji. Obrażony kolega 21 dostawił do ławki krzesło dla mnie i jakoś we trzech się zmieściliśmy. Musisz wiedzieć, że ławki w szkole dla chromosomów mają numery od jeden do dwadzieścia trzy i odpowiadają numerom chromosomów. Chromosomy, które mają ten sam numer, siedzą razem, uczą się tego samego, myślą i mówią to samo. Według zasad mój brat z kolegą z ławki mieli tworzyć parę. Ale że byłem trzecim chromosomem 21, nie do końca wiedzieliśmy, kto w takim razie ma być parą z kim. Pani Nauczycielka też tego nie wiedziała, ale kontynuowała lekcję. – No dobrze – odetchnęła głęboko – poznajmy się bliżej. Ja nazywam się Mejoza i będę was uczyła, jak prawidłowo dzielić się informacjami, które przynieśliście w swoich genach. Opowiedzcie mi coś o sobie. Może macie jakieś marzenie? – zapytała. – My byśmy chcieli być najwyżsi – zaczęły chromosomy z pierwszej ławki. – Fajne macie marzenie – odpowiedziałem, uśmiechając się do nich szczerze. Cała klasa spojrzała na mnie zdziwiona, że się odezwałem. – My otworzymy firmę sprzątającą RNA – wyrwały się chromosomy z trzeciej ławki. – Fajne macie marzenie – powiedziałem znowu, patrząc na nich z zachwytem. Zrobili tylko kwaśne miny i nic nie odpowiedzieli. Czy bycie miłym jest wbrew zasadom w tej klasie? – pomyślałem. – My będziemy najsilniejsi! – wykrzyknęły Chromosomy 12. – Fajne macie marzenie – przytaknąłem z podziwem. Ci się nawet ucieszyli i uśmiechnęli do mnie. – My chcielibyśmy być mądrzy – powiedziały cichutko Chromosomy 20. – No… no dobra, fajne macie marzenie – przyznałem i zamyśliłem się na chwilę, a kilka par parsknęło śmechem. Wszystkie pary odpowiadały na pytanie, a ja za każdym razem mówiłem to samo, bo wszyscy mieli fajne marzenia.
– A wy o czym marzycie? – zapytała Pani, zwracając się do naszej trójki. Spojrzeliśmy po sobie. Kolega 21 wzruszył ramionami, jakby nawet nie chciał się nad tym zastanawiać. Brat szturchnął mnie łokciem i wyszeptał: – No gadaj! Ty wiesz. – Ja? – zdziwiłem się i podrapałem po brodzie. Przypomniałem sobie o moich roztańczonych skarpetkach, o których zupełnie zapomniałem przez to całe zamieszanie – Ja… ja to bym chciał zostać tancerzem. Kocham tańczyć! Teraz już nie kilka ławek, tylko prawie cała klasa zatrzęsła się ze śmiechu. – Tancerzem! Cha, cha, cha! – powtarzali. – A to dobre! Pani Mejoza zaczęła ich uciszać. Było mi strasznie smutno, że się ze mnie śmieją i to nie ze skarpetek, tylko gorzej – z mojego marzenia. – Fajne masz marzenie – powiedział cicho kolega z mojej ławki. – No… fajne masz marzenie – powtórzyły Chromosomy 20. – Dzięki! – odparłem i z radości zacząłem ich mocno przytulać. – Dobra – powiedział Chromosom 21 – wystarczy, bo mnie udusisz. A ja przez chwilę pomyślałem, że może mnie jednak polubią.

Ciąg dalszy nastąpi...



Szczególne podziękowania dla Dominiki Ptasińskiej
oraz Kajetana Bęc, który był inspiracją ostatniego dialogu (i nie tylko).
To dzięki nim odważyłam się napisać to opowiadanie.
Judyta Łącka


Jeśli spodobała Ci się ta bajka, jest mi niezmiernie miło. Proszę, podziel się z innymi, żeby też mieli szansę ją poznać i przeczytać swoim dzieciom :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyprawa przez pustynię

O Krzysiu i nowej hulajnodze

Mucha Fela w Nowym Jorku cz. 2